Cicha marcowa WIOSNA

AUTOR: MARTA DYDA

Ostatnio jestem z boku, czuję się jakbym była w jakiejś poczekalni, gdzieś obok mojego życia.

Mniej mnie w działaniu, więcej obserwuję, jestem. Mniej potrzebuję nazywać, definiować, określać.

Jak taki czas wyostrza to co naprawdę istotne.

Wracamy do natury, jedziemy w stronę zapomnianych przez zimową ospałość bezdroży i pól na których tyle wolności i oddechu, który wydobywa się z samego środka brzucha.

Jedziemy żeby pobyć, pooddychać, żeby być bliżej, dostrzec te pierwsze zmiany w przyrodzie, a tam cicha wiosna, która zawsze przynosi ze sobą ożywczy podmuch.

Jedziemy po to, żeby wymieść to co już nieaktualne i przestarzałe, to na co zwyczajnie nie chcemy już robić miejsca.

Mało rozmawiamy, po prostu idziemy, każdy swoim kawałkiem bezdroży ale wiemy, że obok jest ktoś i tak jest dobrze.

Ja idę na końcu, tutaj więcej widać życia, kiedyś potrzebowałam iść pierwsza, coś się we mnie zmienia, podążam za ta ciekawością w sobie, bycia już w inny miejscu, bo dzisiaj tu mi jakoś zwyczajnie lepiej. Dzisiaj dobrze mi tu z tyłu, zatrzymuje się, czymś zachwycam, zauważam, robię zdjęcie, wzruszam się i idę dalej. Kiedy tak idziemy, natrafiamy na idealne miejsce żeby posiedzieć na trawie i zjeść kanapki, herbatę mamy w termosie.

Ja dziękuję, że mi się chce do tego lasu, na te bezdroża, że cały czas mi się chce, że nam się chce.

Chce mi się ubierać kiedy pada deszcz, kiedy mimo dni gdzie ciepło rozpina kurtki, zimny jeszcze wiatr a ja ubieram się i idziemy.

Chce mi się poznawać, odkrywać, sprawdzać co jest jeszcze kawałek dalej jak pójdziemy do końca tą drogą…

A teraz to już trawa będzie tylko zieleńsza…

I słońca więcej, wtedy jakoś łatwiej chcieć i życie staje się jakby lepsze…

Leave a Reply