OBFITOŚĆ

AUTOR: MARTA DYDA

Miejsce, w które chodzę codziennie, na prawo malinowy zakątek, dalej wtapiając się w liście chowają się jeszcze zielone śliwki. Jeżyny nabrały już bordowego koloru a brzoskwinie mają małe od słońca rumieńce. Podnoszę głowę do góry, a tam czarna morwa. Zielone kulki między liśćmi obiecują późnym latem i jesienią słodkie winogrona. Co kawałek czerwono od dojrzałych już wiśni. Idąc dalej dotykam dzieciństwa, tam rosną mirabelki.
I myślę sobie o obfitości.
Czym ona dla mnie jest?
Czy to ten moment w życiu kiedy mam wszystko czego pragnęłam?
We mnie pojawia się sprzeciw, Nie! To nie jest moja definicja obfitości.
Przypominam sobie w swoim życiu różne momenty, czas gdzie byłam pomiędzy starym a nowym. To chwile wielu braków na zewnątrz były czasem największej obfitości w moim życiu.
To momenty gdzie nie było pełno a nawet szklanka była do połowy pusta a ja tak żyłam i doświadczałam życia jakbym była pełna w środku.
Właśnie w takich momentach stwierdzałam, że nie ma na co czekać i własnie teraz jest czas żeby robić to co dla mnie ważne.
Obfitość
To było wtedy kiedy najgłębiej dotykałam życia…
Bo życie może być obfite w dobre, nieznane, zamykające otwierające czy trudne dla nas sprawy.
Dzisiaj, niby nic nie jest takie jakie miało być tego lata, już jakiś czas poddałam się temu. Puściłam plany wakacyjne, które mieliśmy już w lutym.
Tyle wątpliwości i niewiadomych dzisiaj we mnie i tyle pewności jednocześnie. I mimo czasu pomiędzy starym a nowym, które nadal nie wiem jak będzie wyglądało, to nowe.
Odczuwam obfitość taką jak nigdy dotąd.
Taką obfitość z serca.
Nie z głowy, tą siłową, która mówi: „muszę”, „powinnam”, „wszyscy tak robią”.
Jakie to dla mnie stało się oczywiste.
Tego już we mnie nie ma, a ja płynę w tej obfitości życia.
Patrzę jak śliwki zmieniają kolor, brzoskwinie dojrzewają każdego dnia, stają się bardziej pomarańczowe. Patrzę kto objada maliny i kto je w ogóle zauważa a kto pędzi do celu gdzieś przed siebie, nie rozglądając się na boki.
Sprawdzam jak żółte i miękkie są już mirabelki i kiedy będzie można po nie sięgnąć i zerwać i przypomnieć sobie czas beztroskiego dzieciństwa.
Na czarną morwę już nikt nie zwraca uwagi a rośnie przy samej drodze, tuż za mostkiem, którym przechodzę kilka razy dziennie.
Ta cala obfitość przepływa przez każdy kawałek mojego ciała, głowa to tylko nazywa i porządkuje.
Tak sobie myślę, że życie nigdy nie przychodzi do nas z pustymi rękami.
A jakie to jest inne od tego wszystkiego co do tej pory prowadziło mnie przez życie.
Obfitość to takie coś w nas czemu możemy pomóc rozkwitnąć.
Bo tak sobie myślę, że do obfitości w nas się dojrzewa.
Dopóki ta obfitość nie dojrzeje w nas, trudno będzie ją dostrzec na zewnątrz.
Ta obfitość we mnie to czułość i łagodność we mnie. To tak jakbym stanęła gdzieś z boku i widziała więcej życia, we wszystkim na co patrzę.
Tak, czułość do życia jest we mnie.
A czym dla Ciebie jest obfitość?

One comment

Leave a Reply